Wczoraj niejaki tarczyński (służbowo poseł PiS) potraktował z buta Lecha Wałęsę nazywajac go "bydlakiem" i wyzywając na "solo".
Wydawałoby się, że schamienie polskiej polityki juz dawno osiągnęło dno. Jednak jak widać do dna jest jeszcze daleko.
Czego przykładem jest wzmiankowany tarczyński.
Dzisiaj (lepiej późno niź wcale) głos zabrał przełożony tarczyńskiego, szef klubu parlamentarnego PiS Ryszard Terlecki. Ocenił te wypowiedż jako skandaliczną. "My nie akceptujemy takiego języka, takich form reagowania nawet na ostre wypowiedzi innych polityków". Zapowiedział skierowanie sprawy do partyjnej komisji dyscyplinarnej. Próbując wytłumaczyć swego kolege stwierdził: "Trudno w tej chwili ocenić stan pana posła, czy to była wypowiedź, która świadczy o jego nieodpowiedzialności, czy też o jakimś chwilowym zaburzeniu emocjonalnym czy umysłowym".
Miejmy nadzieję, że będzie to oznaczało początek końca kariery owego pana.
P.S. Chociaż znając standardy obowiązujące w partii Prezesa (i nie tylko - ogólnie w całej polskiej polityce) może sie okazać, że jest to zagranie pod publiczkę i po czasowej karencji tarczyński wróci na pierwszą linię troglodytów Prezesa.