Na łamach "Gazety Krakowskiej" ukazał się wywiad z Prezesem.
Prezesem Jarosławem Kaczyńskim oczywiście.
Oprócz tradycyjnych kabaretowych wstawek typu "Mówienie o tym że jestem dyktatorem jest zabawne" znalazł się w tym wywiadzie fragment rzucający noweświatło na lata młodości Prezesa.
Otóż recenzując prezesa Trybunału Konstytucyjnego Prezes uzył był nastepujących słów: "W tym czasie słyszałem tylko o nim sporo. Nie były to dobre opinie. Ale nie będę ich tu przytaczał. W każdym razie koledzy w akademiku go nie lubili".
Zwłaszcza ostatnie zdanie (początkowy fragment dotyczy bowiem wspolnej służby wojskowej obu panów).
Wynika z niego - ni mniej, ni więcej - że Prezes Kaczyński musiał być częstym bywalcem akdemików w czasie swoich studiów. Sam oczywiscie - jako warszawiak z dziada pradziada zamieszkiwał był w willi na Żoliborzu (którą jego ojciec otrzymał w darze od ludowej władzy), ale o tym co się działo w akademikach wiedzial.
A skąd wiedział? To oczywiste - musiał być częstym bywalcem w takowych akademikach. A jak wiadomo - studenci w akdemikach to tylko imprezują, to i nasz prezes musiał imprezować. Przecież negatywnych opinii o swoich kolegach studenci nie przekazują byle komu. Ponuracy, samotnicy nie sa dobrymi odbiorcami koleżeńskich zwierzeń i sekretów. Opinie, że Iksiński jest .ujem przekazuje sie tylko swoim, czyli kumplom, z którymi i się wypije, i szczerze pogada, i koleżankę z roku wyrwie. I do których ma się zaufanie.
Kto studiował, wie o co biega..
No a skoro prezes pozyskał takie wiadomosci od innych studentów znaczy musiał być równy gość.
Z tej strony Prezesa - przyznam szczerze - nie znałem.
Jednym słowem - szacun...